poniedziałek, 30 stycznia 2017

Pośmiejmy się z mojego życia

Żałosna historia o tym jak zrobiłam literówkę w adresie własnego bloga oraz o moich „marzeniach”

Tak, jestem w stanie to zrobić, nawet ja sama byłam zaskoczona. Jak mogłam zamiast ‘kawoholiczka’ napisać ‘kawoholicza’ JAPIERNICZĘ. To jest taki idealna metafora mojego życia. Borze Tucholski, to jest właśnie konkretny argument, żebym ograniczyła kawę. Nie sądziłam, że mogę być jeszcze bardziej nieogarnięta. Jedyna rzecz, która mnie pociesza to, że nikt oprócz mojej przyjaciółki nie zwrócił na to uwagi. Chyba nie jestem sama (?). Literówki są wśród nas. Dan Howell podobno jest królem literówek, no cóż, chyba musi oddać koronę godnej następczyni.

achievement unlock
zrobić literówkę w adresie swojego bloga

Żeby przybliżyć wam moje wspaniałe życie (w którym robię literówkę w adresie bloga) w tym poście napiszę o swoich marzeniach. Ponieważ mam ich sporo, będę je opisywać po kolei. Zaczynajmy.

1. Chciałabym zostać buddyjskim mnichem
Och, jakie życie byłoby prostsze, gdybym mogła po prostu zamknąć się w tybetańskim klasztorze i filozofować na spokojnie. Nie musiałabym pracować w korpo, płacić rachunków, kupować co miesiąc karnetu na siłownię, na którą i tak nie pójdę, oraz pisać postów na blogu, bo prawdopodobnie nie miałabym tam zasięgu wi-fi.

2. Chciałabym zostać amerykańskim harleyowcem 
Tak, wiem. Możliwe, że trochę się gryzie z poprzednim marzeniem –nieważne. O tak, gang motocyklowy, bójki z barach, popijanie whisky przy muzyce country, chodzenie w skórze i rodzice, którzy by mnie za to wydziedziczyli. To się nazywają plany!

3. Chciałabym być Krzysztofem Gonciarzem
Już powoli się do tego szykuję. Zbieram fejm na potem, uczę się języków obcych (tak, koreański z dram też się liczy) i planuję iść na studia, na których stanę się prawie Gonciarzem (nie powiem jaki kierunek, bo jeszcze ukradniecie mi pomysł). Pewnie i tak skończy się na tym, że będę tłumaczyć umowy w korpo </3

4. Chciałabym być sławną gitarzystką i grać chociaż przez chwilę z Metalliką
Pomijając fakt, że gitarę elektryczną trzymałam w ręku raz, co może pójść nie tak? To nie tak, że już ustaliłam sobie krok po kroku jak to będzie wyglądać. 
1.nauczyć się grać
 
2.wyjechać do Anglii
 
3. zostać nawet sławna
 
4.założyć cool zespół
 
5.zrobić masę coverów Metalliki, żeby mnie zauważyła
 
6.dostać telefon od Jamesa „omg chcemy cię w naszym zespole, bo Kirk już nie chce grać, a my chcemy zrobić ostatnią trasę”.

Na pewno się uda, gwarantuję wam to. Jeszcze o mnie usłyszycie

5. Chciałabym zostać przywódczynią świata
Hahahaha hahah haha ha h…

6. Chciałabym być córką Daryla Dixona
Myślicie, że kto czyta ksiażki Beara Gryllsa? Myślicie, że kto ogląda The Walking Dead tylko po to, żeby zobaczyć Daryla? Myślicie, że do kogo przybiegną wszyscy znajomi jak zacznie się apokalipsa/wojna?! Ja, nieustraszona wojowniczka studiująca potajemnie wiedzę o przetrwaniu, uratuję wszystkich. Dlatego powinnam być córką Daryla. Koniec kropka, nie odpuszczę.

No także tego, dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że poprawiłam wam choć trochę humor. Oczywiście, że mam też takie "normalne" marzenia (osiągalne), ale tu chciałam opisać te trochę mniej poważne. W końcu cały blog jest taki "mniej poważny", więc tak wynika z konwencji artystycznej. Na końcu chciałam podziękować moim kochanym przyjaciołom z klasy (i nie tylko), bez których nic bym ze sobą nie zrobiła. To oni mnie motywują, inspirują i napędzają do działania. Jest was trochę, każdemu jestem tak samo wdzięczna. Dziękuję, że jesteście i wspieracie moje głupie pomysły.
No, żebym się nie wzruszyła za bardzo.

Życzenia na następny tydzień: dużo dobrego jedzenia kochani, ale nie utuczcie się, bo karnawał trwa i trzeba udawać, że ta sukienka/marynarka która wisi w szafie dalej pasuje. W sumie to życzę wam pieniędzy na nową (większą) sukienkę/marynarkę.

Fajna muzyczka: fajna muzyczka, zaufajcie mi

Do następnego,
Kawoholiczka z zawodu

P.S Focia o nazwie „wcale się nie chwalę”




czwartek, 26 stycznia 2017

Opowiedz mi kawo cz.1

O czym innym mógłby być mój pierwszy wpis jak nie o kawie? 

Oficjalnie piszę to przy dużym kubku kawy melancholijnie wpatrując się w piękny widok zielonych bloków mieszkalnych, który widzę ze swojego okna. Nieoficjalnie – jest godzina 21:51 , piję kakao i po prostu wpadłam na genialny pomysł założenia bloga.

Nawiązując do tematu kawy, który przecież musi się tu pojawić, chciałabym powiedzieć, że owszem, uwielbiam kawę. Piję jej dużo, za dużo. W moim organizmie nie ma już żadnych soli mineralnych i witamin, bo wszystkie wypłukała mi kawa. Moja mama próbuje ratować mój zmaltretowany organizm kupując mi różne tabletki z magnezem, których i tak zawsze zapominam brać.
Nie mam pojęcia co będę robić na tym blogu. Wiem jedynie, że to jedyne miejsce, w którym mogę napisać co tylko mi się żywnie podoba, podzielić się przemyśleniami, pokazać wam jakąś ciekawą playlistę, opisać serial lub film, który ostatnio widziałam. Może ponarzekać trochę na ludzi w autobusie lub zbyt dużo bezsensownych zadań domowych. Potrzebowałam miejsca, w którym będę mogła ulokować swoje myśli i zebrać je wszystkie do kupy (och, jaki ładny kolokwializm).
Zaciekle walczę z lenistwem, chronicznym zmęczeniem i brakiem konsekwentności i mam nadzieję, że prowadzenie bloga trochę mi w tym pomoże i doda jakiejś magicznej energii do działania.

Może w pierwszej część „Opowiedz mi kawo” opowiem trochę o sobie. Na początku, tak – jestem skromną osobą, wcale nie jestem nadętym gburem. Ogólnie to mam nerwicę natręctw i jestem perfekcjonistką, co zupełnie nie przeszkadza mi w tym, żeby mieć górę brudnych ciuchów na krześle przez tydzień. Jednak jak już zabiorę się do sprzątania, nie ma przebacz. Potrafię spędzić na sprzątaniu dwie godziny, żeby ułożyć wszystko, nawet majtki (muszą być ułożone według kolorów!). Gdy na następny dzień mam zaplanowany poważny sprawdzian, popołudnie prawdopodobnie spędzę oglądając tysiące filmów na Youtubie oraz wycierając kurze skacząc po pokoju jakbym właśnie dostała epilepsji (cóż poradzić, skoro moja ulubiona piosenka akurat zaczęła lecieć?).  Jestem osobą niesamowicie ambitną, która zapomina, że człowiek czasem musi spać. Gdy narzekam na to, jak bardzo mam zawalony tydzień (przez to ile na siebie wzięłam obowiązków), a ktoś mi powie zdanie typu „to sobie odpuść”, prawdopodobnie spojrzę na niego jak na wariata. Skoro już się tego podjęłam to chcę to dokończyć, a w międzyczasie muszę sobie ponarzekać. Tyle, cała filozofia. Później wezmę na siebie jeszcze więcej, ale nigdy z niczego nie zrezygnuję. Kolejny ciekawy i śmieszny fakt – dietę i ćwiczenia zaczynam aktualnie po raz 5-6 (?) i mam nadzieję, że może tym razem wytrzymam dłużej niż miesiąc. Słomiany zapał? Możliwe, chociaż ja stawiam bardziej na wytłumaczenie typu „kryzys egzystencjalny”, który sprawia, że nie mam siły dalej jeść jabłek i popijać ich wodą z cytrynką i potrzebuję dobrego pączka z budyniem.

Może to będzie na tyle tym razem. Muszę zostawić coś na później, bo za szybko mnie poznacie i wam się znudzę. Na koniec tej pierwszej części nowego cyklu wrzucę wspaniałą playlistę, w której ostatnio się zakochałam (mimo że wcześniej nie lubiłam tego typu muzyki).

Miłego popołudnia moi drodzy czytelnicy. Niech moc kawy będzie z wami. Moim życzeniem dla was na ten tydzień, mimo że już się kończy, będzie, abyście nie zabili nikogo (bo przecież przez to tylko kłopoty) i może jakoś się uśmiechnęli przed lustrem do samego siebie (mi też się to przyda).

Do następnego!


Kawoholiczka z zawodu

P.S Do waszej dyspozycji ładne zdjęcie, które kiedyś tam zrobiłam (wcale się nie chwalę).