O czym innym mógłby być mój pierwszy wpis jak nie o kawie?
Oficjalnie piszę to przy dużym kubku kawy melancholijnie wpatrując się w piękny widok zielonych bloków mieszkalnych, który widzę ze swojego okna. Nieoficjalnie – jest godzina 21:51 , piję kakao i po prostu wpadłam na genialny pomysł założenia bloga.
Nawiązując do tematu kawy, który przecież musi się tu
pojawić, chciałabym powiedzieć, że owszem, uwielbiam kawę. Piję jej dużo, za
dużo. W moim organizmie nie ma już żadnych soli mineralnych i witamin, bo
wszystkie wypłukała mi kawa. Moja mama próbuje ratować mój zmaltretowany
organizm kupując mi różne tabletki z magnezem, których i tak zawsze zapominam
brać.
Nie mam pojęcia co będę robić na tym blogu. Wiem jedynie, że
to jedyne miejsce, w którym mogę napisać co tylko mi się żywnie podoba,
podzielić się przemyśleniami, pokazać wam jakąś ciekawą playlistę, opisać
serial lub film, który ostatnio widziałam. Może ponarzekać trochę na ludzi w
autobusie lub zbyt dużo bezsensownych zadań domowych. Potrzebowałam miejsca, w
którym będę mogła ulokować swoje myśli i zebrać je wszystkie do kupy (och, jaki
ładny kolokwializm).
Zaciekle walczę z lenistwem, chronicznym zmęczeniem i
brakiem konsekwentności i mam nadzieję, że prowadzenie bloga trochę mi w tym
pomoże i doda jakiejś magicznej energii do działania.
Może w pierwszej część „Opowiedz mi kawo” opowiem trochę o
sobie. Na początku, tak – jestem skromną osobą, wcale nie jestem nadętym
gburem. Ogólnie to mam nerwicę natręctw i jestem perfekcjonistką, co zupełnie
nie przeszkadza mi w tym, żeby mieć górę brudnych ciuchów na krześle przez
tydzień. Jednak jak już zabiorę się do sprzątania, nie ma przebacz. Potrafię
spędzić na sprzątaniu dwie godziny, żeby ułożyć wszystko, nawet majtki (muszą
być ułożone według kolorów!). Gdy na następny dzień mam zaplanowany poważny
sprawdzian, popołudnie prawdopodobnie spędzę oglądając tysiące filmów na
Youtubie oraz wycierając kurze skacząc po pokoju jakbym właśnie dostała
epilepsji (cóż poradzić, skoro moja ulubiona piosenka akurat zaczęła
lecieć?). Jestem osobą niesamowicie
ambitną, która zapomina, że człowiek czasem musi spać. Gdy narzekam na to, jak
bardzo mam zawalony tydzień (przez to ile na siebie wzięłam obowiązków), a ktoś
mi powie zdanie typu „to sobie odpuść”, prawdopodobnie spojrzę na niego jak na
wariata. Skoro już się tego podjęłam to chcę to dokończyć, a w międzyczasie
muszę sobie ponarzekać. Tyle, cała filozofia. Później wezmę na siebie jeszcze
więcej, ale nigdy z niczego nie zrezygnuję. Kolejny ciekawy i śmieszny fakt –
dietę i ćwiczenia zaczynam aktualnie po raz 5-6 (?) i mam nadzieję, że może tym
razem wytrzymam dłużej niż miesiąc. Słomiany zapał? Możliwe, chociaż ja stawiam
bardziej na wytłumaczenie typu „kryzys egzystencjalny”, który sprawia, że nie
mam siły dalej jeść jabłek i popijać ich wodą z cytrynką i potrzebuję dobrego
pączka z budyniem.
Może to będzie na tyle tym razem. Muszę zostawić coś na
później, bo za szybko mnie poznacie i wam się znudzę. Na koniec tej
pierwszej części nowego cyklu wrzucę wspaniałą playlistę, w której ostatnio się
zakochałam (mimo że wcześniej nie lubiłam tego typu muzyki).
Miłego popołudnia moi drodzy czytelnicy. Niech moc kawy
będzie z wami. Moim życzeniem dla was na ten tydzień, mimo że już się kończy,
będzie, abyście nie zabili nikogo (bo przecież przez to tylko kłopoty) i może
jakoś się uśmiechnęli przed lustrem do samego siebie (mi też się to przyda).
Do następnego!
Kawoholiczka z zawodu
P.S Do waszej dyspozycji ładne zdjęcie, które kiedyś tam
zrobiłam (wcale się nie chwalę).
![]() |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz